Jejku, już minął miesiąc mojego wyzwania „Odchudzanie na spontanie” – ale zleciało! Czas zatem go podsumować – zapraszam Cię do lektury, najlepiej przy herbatce, jak na jesień przystało. 🙂
Jeśli jesteś tutaj pierwszy raz, koniecznie zapoznaj się z postem, od którego wszystko się zaczęło (klik).
Na start ogłoszenie parafialne – stwierdziłam, że jedno podsumowanie na 2 tygodnie zdecydowanie wystarczy, abym i ja była zmotywowana, i Ty. <3 Raz w tygodniu było sporą częstotliwością, przez którą nie mogłam podzielić się z Tobą chociażby nowym przepisem, a w najbliższym czasie chciałabym również wyjść poza sferę kulinarną tu na blogu i pogadać tutaj o innych, ważnych rzeczach. 🙂
Pierwsze efekty <3
No ale wracając do tematu – minął już miesiąc mojej przygody z powrotem do swojej wagi i muszę przyznać, że jest wyjątkowo fajnie! Jakie widzę efekty po tym czasie?
- Stabilne, mocne -1,5kg! Czyli jest tak, jak zamierzyłam – powolutku, ale bez wahań wagi – jak już zleci, to zleci i nie wraca. Obwody też lecą w dół, mierzę je pod koniec miesiąca, także podzielę się najświeższymi informacjami w następnym podsumowaniu. Ale spodnie zaczynają już być troszkę luźniejsze. 🙂
- Samopoczucie! Ło matko, jest wspaniale! Po dobrym treningu to już w ogóle. 😀
- Przestałam być senna i mam znaaacznie więcej energii. Nie ucinam sobie popołudniowych drzemek po pracy, bo zupełnie ich nie potrzebuję – po 8h pracy umysłowej i całym dniu mam jeszcze siłę (i chęci!) usiąść o godz. 20 do napisania tego posta! 😀 Wcześniej potrzebowałam więcej odpoczynku, no bo niby skąd miałam brać energię na intensywny tryb życia – ze słodyczy? No niestety to tak nie działa. 😀
- Poprawa kondycji – jest już znacznie lepiej, niż miesiąc temu. Pierwszy trening był dla mnie wielkim cierpieniem, teraz to sama przyjemność i satysfakcja (choć też czasem brakuje mi motywacji czy chęci, ale o tym niżej). Ostatnio wybrałam się nawet na trampoliny i o dziwo nadążałam za trenerką! Co prawda 2 dni po tym nie mogłam normalnie usiąść na krześle, ale zakwasy szybciutko się rozeszły. 🙂
Szczerze? Dla tych wszystkich efektów naprrrawdę warto ruszyć tyłek i zrobić sobie coś zdrowego do jedzonka oraz skoczyć na ten trening 3 razy w tygodniu (częściej na razie nawet ani razu mi się nie udało).
Co robię, aby osiągać te efekty?
- Przez 80% czasu jem czysto i zdrowo, 20% to schabowe, mielone, jakaś przekąska na imprezie (ulubione ciasto francuskie z parówką na przykład :D) czy torcik z okazji urodzin najbliższych. I naprawdę, z ręką na sercu, jest mega smacznie! Z resztą, jeśli obserwujesz mnie na Facebooku czy Instagramie, to wiesz jak jest. 😀 W poprzednich podsumowaniach dzielę się również swoimi sposobami na planowanie posiłków.
- Ćwiczę te 3 razy w tygodniu, choć często nawet na tak niewiele jest mi ciężko znaleźć czas. Ale staram się z całych sił, bo to sama przyjemność. Ćwiczę na siłowni, ćwiczę w domu, a jak było powyżej 10 stopni na zewnątrz to jeszcze sobie pobiegałam.
- Piję dużo wody! To było dla mnie spore wyzwanie, ale pomogło mi trzymanie sobie w pracy przy laptopie szklanki z wodą – sięgam po nią już odruchowo. 🙂 Do tego piję dużo zielonej herbaty i ziół, które uwielbiam! Rumianek, pokrzywa, mięta, lipa, melisa – mogę popijać litrami. Do tego 0,7l wody obowiązkowo do ćwiczeń. Dziennie wypijam średnio 2,5l płynów, a w dni treningowe wyciągam nawet 3l. Da się! 🙂
- NIE JEM SŁODYCZY już ponad 1,5 miesiąca i szczerze? To jedna z najlepszych decyzji w moim życiu i wcale nie mam ochoty wracać do poprzednich nawyków. Oczywiście przez ten czas zjadłam kawałek urodzinowego tortu i kawałek ciacha imieninowego, ale do sklepowych słodyczy nawet nie chcę wracać. Teraz wiem, że to przez ten syf ciągle chciało mi się spać i wciąż brakowało energii na nowe wyzwania. Pomagam sobie np. takimi pysznościami:
Oczywiście są też i braki motywacji
Nadal jestem tylko człowiekiem i mam takie momenty, że wracam z pracy i najchętniej to już tylko wtuliłabym się w Misiaka, poczytała dobrą książkę i poszła spać. W te dni zwalniam, relaksuję się, odpoczywam, NIE idę na trening, jem dobrą kolację z ukochanym (nadal zdrową, choć nie ukrywam, że parmezan w sporych ilościach jest dobry na wszystko :D), idę posiedzieć z Rodzicami czy też zapraszamy do siebie znajomych i jemy te parówki w cieście francuskim… 😛
W poprzednim tygodniu muszę się przyznać, że nie zrobiłam ani jednego treningu, ale totalnie wybiła mnie z rytmu operacja wycięcia tarczycy u mojej ukochanej Mamci i ostatnim, o czym myślałam, było pójście na siłownię. Mamcia już czuje się dobrze, a ja z podwójnym entuzjazmem wyskoczę jutro na trening.
Jeżeli czujesz się poddenerwowana, zmęczona, smutna i naprawdę nie masz ochoty na ten trening (i nie jest to tylko wymówka, a jasny sygnał od Twojego organizmu) to zdecydowanie odpuść. Na dzień, czy na tydzień. Zamiast całkowitego zniechęcenia, wrócisz do treningu ze zdwojoną siłą, zobaczysz! 🙂
Co dalej?
No jak to co? CIŚNIEMY DALEJ! Razem! 🙂 Jesteś ze mną? <3 Jeśli tak, daj znać w komentarzu! 🙂 I koniecznie wpadaj po codzienną dawkę motywacji i inspiracji na Facebooka oraz Instagram.
Już za 2 tygodnie kolejne podsumowanie wyzwania. 🙂 A tymczasem, mogły ominąć Cię 2 nowe przepisy na blogu:
Smacznego i do zobaczenia! <3
PS. Jak widzisz po środkowym zdjęciu, no po prostu czasem są takie dni, kiedy zupełnie nic nie wychodzi… 😀
3 komentarze
Ale super! Ciśnij, ciśnij. Zdrówka dla Mamy! A ja jutro robię czekoladową owsiankę. 🙂
Bardzo dziękuje za ten wpis. Świetna dawka inspiracji
Bardzo mi miło! 🙂